- Wspólnym celem, który nas zjednoczył, była potrzeba zadbania o stan dróg. Dlatego zrzeszyliśmy się jako Forum Sołtysów Gromada i w wyniku naszych działań w Trygorcie udało się naprawić fragment drogi – przeczytaj w wywiadzie, jakimi działaniami na rzecz wsi Trygort może pochwalić się sołtyska gminy Trygort Alicja Rymszewicz.
Agralan.pl: Jesteśmy twórcą internetowego rynku rolnego agralan.pl, działamy na nieco innym polu, niż Pani – pełniąca rolę sołtyski czy liderki organizacji społecznej. Jest jednak coś, co niewątpliwie nas łączy: próba obalania stereotypów oraz realizacja określonej misji… Jak Pani sama określiłaby swoją misję?
Alicja Rymszewicz: Jestem nie tylko sołtyską, ale działaczką społeczną, taką – powiedziałabym nawet – „świato-zmieniaczką”. Moją misją jest uświadamianie innym, że każdy z nas może zmienić jakiś kawałek świata, choćby bardzo niewielki. A w tym procesie zmiany rzeczywistości ważne i potrzebne są relacje międzyludzkie, o które staram się dbać. Moją misją jest też uświadamianie innym, że współpraca to coś wartościowego, zdecydowanie lepszego, niż konkurowanie ze sobą.
Co jest dla Pani siłą napędową i najbardziej motywuje do takiego działania?
Jest to poczucie dumy z tego, że coś zmieniamy, ulepszamy. Zdarza mi się bywać na galach i odbierać nagrody za swoje działania. To oczywiście daje satysfakcję. Ale w różnych konkursach, na przykład dla Kół Gospodyń Wiejskich (KGW) czy sołectw, jest zawsze element rywalizacji. A konkurowanie nas ogranicza. Po wielu latach działań dochodzę do przeświadczenia, że możliwe jest wejście na „wyższy poziom współpracy”. Czasami słyszy się, że ktoś podpatrzył gdzieś nasz pomysł na imprezę czy sposób rozwiązania problemu i skopiował nasze rozwiązanie. Kiedyś bym się obraziła, teraz inaczej to interpretuję. Cieszy mnie fakt, że to, co dobre, jest „zaraźliwe”, że jest się inspiracją. Lubię się dzielić swoimi rozwiązaniami. Jak ktoś z nich skorzysta, to otwiera się przestrzeń do dalszego rozwoju i kreowania nowych rzeczy, jeszcze bardziej nowatorskich.
Znacznie więcej radości od nagród za wygrane w konkursach przynoszą oddolne zmiany i osiągnięcia w codziennych działaniach, na przykład dogadanie się w sytuacjach konfliktowych. Takie małe kroki, które sprawiają, że w nasze działania chętnie angażują się ci, którzy przez wiele lat tego unikali.
Siłą napędową moich działań jest także uczestnictwo w różnych ogólnopolskich organizacjach „parasolowych” i wsparcie otrzymywane w wielu programach i projektach rozwojowych. One pomagają tworzyć sieć współpracy i wzajemnego wsparcia. Przykładami są Program Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności czy też Pracownia Samorządowa Fundacji Batorego, jak i Akcja “Masz Głos”.
Przeciera Pani szlaki w obszarach, w których w pojedynkę niewiele można zdziałać. Przykładem może być Pani inicjatywa, by starając się we wsi Trygort o poprawę jakości wiejskiej drogi, zachęcić inne wsie, by zamiast rywalizować – wspólnie wystąpiły o środki na ten cel…
Mimo, iż wiadomo, że więcej można osiągnąć działając wspólnie, bardzo często można zaobserwować rywalizację. Moja gmina Węgorzewo jest gminą miejsko-wiejską (część miejska stanowi 2/3 ludności, a część wiejska: 1/3. Mamy 10 radnych z miasta i 5 ze wsi. Jak łatwo się domyśleć, ci radni ze wsi mają bardzo małe szanse, by przebić się z problemem, który dotyczy wsi. To nam uświadomiło, że skoro mamy 36 sołectw i 36 sołtysów, to naszą siłą będzie wspólnota i musimy się zrzeszyć.
Takim wspólnym problemem, który nas zjednoczył, był kiepski stan dróg na terenach wiejskich. Na wsi zdarza się, że np. w sezonie jesienno-zimowym, ze względu na zły stan drogi, karetka pogotowia nie może dojechać do potrzebującego. Podejmowaliśmy wcześniej wiele prób, by coś z tym zrobić, ale odbijaliśmy się od przysłowiowej ściany. Słyszeliśmy, że nie jest możliwa naprawa drogi we wsi X, bo od razu wieś Y też zgłosi taką potrzebę. A budżet tego nie udźwignie. W ten sposób koło się zamyka. Ciągle brakuje rzetelnego, odważnego spojrzenia na nasze problemy ze strony władz całej gminy. Dlatego zrzeszyliśmy się jako Forum Sołtysów Gromada, nagłośniliśmy problem i w wyniku naszych działań udało się m.in. naprawić fragment drogi w Trygorcie. I wcale nie spowodowało to protestów i roszczeń ze strony innych wsi i innych sołtysów.
Jako Forum Sołtysów mamy też na koncie przyjęcie Uchwały o Inicjatywie Lokalnej. Wprowadziliśmy ponadto zmianę statutów sołectw czyli w zasadzie powstały zupełnie nowe statuty (też przyjęte uchwałą). Udzielamy wsparcia pojawiającym się na wsiach nowym sołtysom, podpowiadając im sprawdzone przez nas, gotowe rozwiązania. Jest to szczególnie cenne, ponieważ dla nowych sołtysów nie praktykuje się organizowania szkoleń, choćby jakiegoś wprowadzenia do tego, jak działa Fundusz Sołecki czy jak interpretować Ustawę o Samorządzie Gminnym. Taka nowa osoba musi radzić sobie sama.
Ma Pani też swój udział w takich przedsięwzięciach, jak Forum Kół Gospodyń Wiejskich. Co się za tym kryje?
Forum Kół Gospodyń Wiejskich to inicjatywa, której ogromną korzyścią dla jej członków jest wzajemna edukacja. Wspólnie bierzemy udział w szkoleniach, by potem zdobytą wiedzą dzielić się z innymi. Uczymy się też od siebie nawzajem. Za ogromny sukces uważam „zsieciowanie” takich kół z woj. warmińsko-mazurskiego, gdzie zostałam wybrana do zarządu. Zrzeszyłyśmy się dzięki realizacji projektu „Mocna Sieć” stowarzyszenia Teraz My. Wcześniej czułyśmy się pozostawione same sobie z własnymi problemami, ale udało nam się stworzyć prawdziwą sieć: wsparcia i współpracy.
Wiele się zmienia jeśli chodzi o realia działania KGW. Pod koniec roku 2018 roku weszła stosowna ustawa, która wprowadziła formalne ułatwienia. Społeczności wiejskie, z którymi współpracowałam chciały działać, ale nie były jeszcze gotowe, by podjąć się wyzwania, jakim jest założenie organizacji pozarządowej. Możliwość założenia uproszczonej formy jaką jest Koło Gospodyń Wiejskich, znacznie to ułatwiła. Tuż przed terminem przyjmowania wniosków na pierwsze dofinansowanie działań, objechałam okoliczne wioski, by pomóc kobietom w załatwianiu formalności. Udało się wtedy równolegle założyć 6 kół i złożyć pierwsze wnioski o przyznanie środków. Zainspirowałyśmy wtedy inne kobiety, które poszły później w nasze ślady. Obecnie w powiecie, który składa się z 3 gmin, aktywnie działa aż 20 KGW. To ogromny sukces!
Czuję odpowiedzialność za te koła, dlatego nadal im pomagam. Zwłaszcza, że często na starcie pojawiają się problemy z formalnościami. Dlatego namówiłam do współpracy Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej, prowadzony w Ełku przez Stowarzyszenie ADELFI, który chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem. Zaprosiłam do nas na spotkanie pracownika z SANEPID-u, zorganizowałam też spotkanie w Urzędzie Skarbowym. Udało się zorganizować 10 różnych szkoleń. Dotyczyły one zarówno tematów „twardych”, jak księgowość czy prowadzenie organizacji, jak i „miękkich”, np. jak radzić sobie z konfliktem czy skutecznie się komunikować. Była także wizyta studyjna w jednym z bardzo aktywnych sołectw w województwie świętokrzyskim, gdzie nawiązałyśmy współpracę z działającą na rzecz kobiet fundacją Pasjodzielnia. W przypadku podejmowanych przez nas działań zawsze jest ogromne zainteresowanie, co potwierdza, że są one bardzo potrzebne.
Jako Agralan także stawiamy na współpracę – na naszej platformie łączymy kupujących i sprzedających produkty rolne. Szczególnie cieszą nas przeprowadzane na Agralanie transakcje sprzedażowe. Zwłaszcza ten moment, gdy widzimy, że zawiązuje się współpraca, opierająca się na zaufaniu – kontrahentów do siebie nawzajem, ale i do nas. Ona później procentuje. Użytkownicy, po wypróbowaniu naszych rozwiązań i przekonaniu się do nas, później polecają platformę innym i krąg współpracujących się poszerza…
To jest kwestia wypracowania do siebie zaufania. Dla mnie osobiście jest bardzo budujące, gdy na przykład dzwonię do kogoś, by poprosić o pomoc i zaczynam uzasadniać dlaczego, a słyszę wtedy, że „jak Alicja prosi, to się nie odmawia i nie trzeba tyle tłumaczyć, bo wiadomo, że to jest potrzebne i będzie dobre…” Ale to wymaga lat pracy. Efekty nie przychodzą od razu.
Bardzo ważne jest, by podejmować takie działania, które wynikają z autentycznych potrzeb innych. Bo ja sobie mogę coś wymyślać, ale jeżeli to nie jest potrzebne, to ludzie po to nie przyjdą. Jako sołtys czy też prezes jestem od tego, by tych potrzeb wysłuchać. A dopiero potem zabieram się za zdobywanie funduszy, szukanie wykonawców, koordynowanie działań i pilnowanie terminów. Jeśli to, co robimy jest dobre i potrzebne innym, wtedy w naturalny sposób wytwarza się zaangażowanie. I inni będą za tym podążać.
Co w przypadku Pani działań jest obecnie największym wyzwaniem?
Aktywnością, na której koncentruję się obecnie, jest Forum Organizacji Pozarządowych oraz Rada Działalności Pożytku Publicznego Powiatu Węgorzewskiego, w której zostałam przewodniczącą. To duża odpowiedzialność. W przypadku Forum – takie formy zrzeszania się były do tej pory popularne w miastach. Ja staram się „przeszczepiać” wypracowane przez nie rozwiązania także na grunt wiejski. Przecieram więc nowe ścieżki.
Kiedy ruszaliśmy z naszym projektem, pierwotna idea wydawała się mrzonką. Słyszeliśmy, że np. korzystanie z Agralana będzie dla użytkowników zbyt skomplikowane i tym samym pracochłonne. Jakich używa Pani argumentów, by zaangażować innych i przekonać do czegoś nowego?
Moja recepta, to nie dawać ludziom gotowych rozwiązań, ale zachęcać do ich współtworzenia oraz do tego, by biorąc – dali też coś od siebie. Do tego namawiam Koła Gospodyń, współpracujących ze mną sołtysów oraz liderów. Wiem z doświadczenia, że działalność na rzecz wsi nie może się ograniczać do organizacji festynu, na którym wszystkie atrakcje, poczęstunek i napoje, są darmowe, a uczestnik ma tylko przyjść i konsumować. Bo on później wraca do domu niezadowolony, stwierdzając, że jedzenie było za słone, picie – za ciepłe albo za zimne, a muzyka – akurat nie taka, jaką lubi. Uczestnicy organizowanych przez nas imprez przychodzą na nie z własnym koszykiem. Zgodnie z nowymi przepisami, KGW mogą sprzedawać na imprezach przygotowywane przez siebie potrawy, więc wykorzystujemy to. Uczestnicy płacąc za poczęstunek są w stanie naprawdę go docenić.
Lubię dawać ludziom poczucie mocy sprawczej z tego, że sami mogą rozwiązać jakiś problem czy załatwić jakąś sprawę. Chętnie słucham pomysłów o tym, np. jakie warsztaty warto byłoby zorganizować od osób, które są gotowe, by nie tylko rzucić pomysł, ale też pomóc przygotować salę czy posprzątać po spotkaniu.
Kiedy przejmowałam moje sołectwo, mieliśmy u nas zaniedbaną plażę, za którą były odpowiedzialne trzy sąsiadujące ze sobą sołectwa. Jej utrzymanie wiązało się z obowiązkami i tak naprawdę żadne z nich nie chciało tego wziąć na siebie. Na pierwszym zebraniu wiejskim, jakie organizowałam, wspomniałam, że z powodu braku „mocy przerobowych” trzeba będzie oddać plażę. Wtedy mieszkańcy wyrazili sprzeciw. Obiecali, że uporządkowanie terenu i dbanie na nim o porządek wezmą na siebie. Słowa dotrzymali. Korzystają teraz ze „swojej” plaży, a raz w roku spotykamy się wszyscy na generalnym sprzątaniu.
Jak nam jednego roku silne wiatry zwiały trzcinę z całych Mamr, pojawili się mieszkańcy z własnym sprzętem. Za pomocą koparko-ładowarek zapakowali i wywieźli ze 20 przyczep tej trzciny. Każdy poświęcił chwilę, wiedząc, że nic nie dzieje się samo i widząc jaki efekt może przynieść takie wspólne działanie. Tworzą się wtedy więzi, których trudno szukać wśród mieszkańców dużych miast, mieszkających na strzeżonych osiedlach, wśród ludzi zwykle dla siebie anonimowych. Takie wydarzenia sprawiają, że później nie chcemy już nic robić w pojedynkę. I cieszą nas takie drobne działania, jak wspólne gotowanie, koszenie trawy czy malowanie płotu.
Jakimi jeszcze osiągnięciami – jako sołtyska, ale i lokalna społeczniczka, może się Pani pochwalić? Co jest Pani największym sukcesem?
Moim ogromnym sukcesem jest poczucie, że współtworzę społeczność, która jest dla siebie wsparciem w sytuacjach kryzysowych. Przykładowo na wiosnę zaginął u nas na wsi 95-latek. Wykorzystując wtedy swoją bazę kontaktów w telefonie oraz na portalach społecznościowych w ciągu pół godziny ściągnęłam całą wioskę. Naszym zorganizowaniem, sprawnością działania i liczbą zaangażowanych mieszkańców zadziwiliśmy policję, która prowadziła akcję poszukiwawczą.
Taka gotowość na niesienie pomocy jest efektem więzi międzyludzkich. One tworzą się, gdy możemy się razem spotkać. Dlatego popieram organizowanie festynów ze środków Funduszu Sołeckiego, bo dają okazję do rozmów, do zdobycia informacji, gdzie i komu jest potrzebna pomoc. A rola lidera polega na tym, by takie spotkania mieszkańców jak najczęściej organizować. Wtedy ludzie mogą lepiej poznać się i wymienić numerami telefonów. Tak tworzy się „wiejski sztab kryzysowy’ i gdy pojawia się problem, to wiadomo, do kogo można zadzwonić.
Ma Pani na swoim koncie różne nagrody. Wiemy coś o tym, bo na ostatniej gali konkursu „Fundusz sołecki – najlepsza inicjatywa”, wręczaliśmy Pani nagrodę pieniężną. Na jakie działania przydają się tego typu fundusze?
Chcielibyśmy, by po otrzymanym wyróżnieniu zostało coś konkretnego, trwałego. Dlatego najprawdopodobniej za otrzymane środki zakupimy projektor. Gościmy u nas coraz więcej uczestników wizyt studyjnych z całego kraju i przydałby nam się odpowiedni sprzęt, by profesjonalnie te wizyty obsługiwać.
Co w Trygorcie, ale i na polskiej wsi jest obecnie najbardziej potrzebne?
Myślę, że sporo potrzeb mieszkańców Trygortu zaspokaja KGW oraz nasze stowarzyszenie. Bolączką jest jednak infrastruktura, np. remonty dróg – a to już leży w gestii gminy.
Każda wieś jest inna i ma inne, często typowe tylko dla niej, potrzeby. Widzę, że na wielu wsiach jest podejmowanych sporo inicjatyw dla dzieci i dla dorosłych, a grupą, o której zupełnie się zapomina są seniorzy. My u nas też działamy na rzecz najmłodszych i organizowaliśmy dla nich przeróżne zajęcia (były już warsztaty plastyczne, cyrkowe, teatralne, sportowe, dziennikarskie czy kulinarne). Fundujemy różne atrakcje, których adresatami są dzieci czy całe rodziny. Rodzice często byliby w stanie za nie zapłacić. Tymczasem jak my nie pozyskamy środków i nie zorganizujemy działań, które pozwolą seniorom wyjść z domu, to oni niestety w nich pozostaną – często bez potrzebnego wsparcia czy zwyczajnego zainteresowania kogokolwiek. Jest coraz więcej inicjatyw podejmowanych z myślą o kobietach, których bariera wyjścia z domu także dotyczy, ale przydałoby się ich zdecydowanie więcej.
Aby te bariery przełamywać, czasami trzeba – dosłownie – zapukać do różnych drzwi. Tutaj nie zadziałają rozwiązania formalne ani procedury. Na przykład organizując imprezę dożynkową, usłyszeliśmy od osób starszych, że nie przyjdą, bo „to jest zabawa dla młodych”. Znaleźliśmy w kalendarzu, że jest takie święto, jak Dzień Seniora. I zorganizowaliśmy Bal Seniora, na który osobiście piekłam tort. A rozwożąc po domach zaproszenia zachęcałam każdego seniora z osobna, by przyszedł na bal, by skosztować mojego tortu. Tym sprytnym sposobem sala balowa była pełna i na jednym balu dla tej grupy wiekowej się nie skończyło. Pamiętam, jak przy okazji kolejnego Dnia Seniora jedna uczestniczka przyznała, że aby móc się pojawić, poprosiła swoją córkę o przełożenie zaplanowanej z dużym wyprzedzeniem wizyty lekarskiej w miejscowości oddalonej o 200 km. To dało mi do myślenia. Kolejny rok ogłosiliśmy Rokiem Seniora. Ruszyliśmy z cyklem spotkań w formie „Kawiarenki Seniora”, na których pojawiali się zaproszeni goście. Prawnik opowiadał, jak nie dać się nabrać na wykorzystywaną przez przestępców „metodę na wnuczka”. Była pracownica z Biura Praw Pacjenta, jak i warsztaty z naturoterapii. „Kawiarenkę” odwiedził też z prezentacją ratownik medyczny, a panie z KGW zaproponowały wspólne przygotowywanie deserów.
Naszą inną inicjatywą są też zajęcia jogi dla… seniorek. Początkowo obawiałam się, że nie uzbieramy kompletu chętnych. Ale widzę, że zapotrzebowanie na takie zajęcia jest bardzo duże właśnie na wsi. Po zakończeniu jednego cyklu zajęć uczestniczki dopytują, czy będą kolejne…
Drugą część wywiadu przeczytasz tutaj.